skanowanie: 'ŻURAWIEJKI' Michał Choczaj http://www.zurawiejki.horsesport.pl/

1938/6 (152) poz.6

MJR W ST. SP. JÓZEF GRUBOWSKI.

CZY WYZBYĆ SIĘ LANCY?

Sprawa lancy poruszana w kilku artykułach "Przeglądu Kawaleryjskiego" przez rtm. Packiewicza, por. Dąbrowskiego, ppor. Kubina i ppor. rez. Szczawińskiego, jest b. ciekawym i powiedziałbym trudnym zagadnieniem. Czy mamy lance oddać do muzeum - lub nadal uważać ją za konieczną i pożyteczną?

Zainteresowało mnie to, gdyż głos zabierają młodzi oficerowie, którzy lancy nie używali "praktycznie" na wojnie; naturalnie, że głosy ich są albo nie śmiałe, lub zdanie poparte atutami moralnymi, historycznymi lub myśli ich idą "pod znakiem motoru i pancerza".

Osobiście jestem - szczególnie w początkowej fazie wojny - za lancą. - O ile wspomnieniami przeniesiemy się wstecz do początku wielkiej wojny, to przypomnimy sobie, ile razy o tę lancę poprostu walczono. To samo było i w czasie polsko-bolszewickiej wojny; bez lanc kiepsko czuliśmy się w walkach czy to z kawalerią lub piechotą, gdzie trzeba było działać brawurą. A sądzę, że i przyszła wojna również tej brawury, tego szaleńczego "hurra" będzie wymagała od kawalerzysty.

Czy lancę zastąpi pistolet? Bardzo wątpię! Zawsze, gdy szło się do szarży każdy starał się mieć lancę i przykro było szeregowemu oddawać ją na ten czas przełożonemu.

Przyszły okresy okopów i lanca stała się przeszkodą, ale wówczas ją się odłożyło. Chociaż widziałem kozaków nacierających w pieszym szyku na okopy nieprzyjaciela z lancami (kozacy nie posiadali bagnetów) i rezultaty były dobre. Ktoś powie: "To było dobre za króla Ćwieczka". - Zgoda, ale czytając komunikaty ostatnich wojen, zapytuję, czy biała broń, bagnet, szabla - tam nic nie robią? - Zdaje się, że zwolennikom czystej wojny, mechanicznymi środkami, po doświadczeniach ostatnich wojen miny zrzedły. - Co innego mówią Szanghaj i Hiszpania. Sądzę, że w wojnie chińsko-japońskiej i hiszpańskiej dużo by miały i lance do powiedzenia. Jako przykład potrzeby lancy w działaniu kawalerii - szczególnie drobnych oddziałów - przytoczę dwa przykłady.

Jesienią r. 1914 w Małopolsce Wschodniej szwadron jednego pułku huzarów wojska rosyjskiego maszerował w straży przedniej.

Przed szwadronem wysunięty o parę kilometrów posuwał się patrol czołowy w sile 8 ludzi. Patrol ten nie dochodząc do lasu na kilkaset kroków zszedł z koni. Nie wchodzę w krytykę tego działania, - fakt, że zszedł. W tym momencie został zaszarżowany z lasu przez pół szwadronu kawalerii austriackiej. Sześciu huzarów potrafiło wskoczyć na koń i zwiać, dwóch dostało się do niewoli. Obaj wkrótce powrócili. Otóż, jeden z nich opowiadał: "Prowadzili mnie austriacy do niewoli obok koni, mój koń uciekł za naszym patrolem. Jechali przez las i bardzo się śpieszyli, nie mogłem nadążyć, gdyż jechali kłusem dwójkami, ja byłem prowadzony na czele za dowódcą. W pewnej chwili upadłem twarzą w dół. Leżącego każdy kawalerzysta rąbał szablą, spiesznie się wycofując". Po obejrzeniu owego huzara, okazało się, że miał on 12 zadraśnięć szablą po głowie i plecach i na drugi dzień poszedł pełnić służbę w taborach. Drugi w ogóle uciekł do lasu i powrócił.

To są skutki rąbania szablą leżącego!

Drugi przykład:

Tegoż roku, późną jesienią N dywizja piechoty rosyjskiej stała na pozycjach nad Sanem w rejonie Solny Skład między Radymnem a Przemyślem. Do dyspozycji dywizji był przydzielony szwadron huzarów, w którym służyłem wówczas. W nocy otrzymałem rozkaz zameldować się z 7 huzarami u dowódcy brygady. Po zameldowaniu otrzymuję rozkaz: Austriacy opuścili podobno okopy nad Sanem i odeszli. O świcie saperzy przeprawią mnie przez San, mam rozpoznać - czy nieprzyjaciel odszedł, gdzie i jakie zajął pozycje.

Przy pomocy prowizorycznego promu szybko przeprawiono 8 koni - pojechaliśmy.

Okopy puste, dużo korespondencji, listów, gazet itp. w okopach. Wszystko zostało natychmiast z meldunkiem odesłane do saperów nad rzekę, gdzie była składnica. Jedziemy dalej, pole, równe otwarte, lekko na krańcach faliste. Przed nami o 3 kilometry folwark, dobrze i ładnie zabudowany.

Z terenu wypada, że trzeba osiągnąć ten folwark, dalej na niedużych wzniesieniach prawdopodobnie nieprzyjaciel.

Podjeżdżając do folwarku na 1000 kroków szperacze spostrzegli pod murem obsadzone okopy nieprzyjaciela.

Lornetka potwierdza meldunek szperaczy. Patrol luźno rozsypany w oczekiwaniu decyzji. Po chwili widzę 12 huzarów węgierskich wyjeżdżających z folwarku, 6 z lewej i 6 z -prawej zajeżdżają nam z boków. Czekamy - to nie dla nas przeciwnik. Mamy 6 lanc i l dobrą szablę (jeden pojechał z meldunkiem), śmiało więc negliżuję 12 kiepskich szabel.

Zajechali trochę od tyłu i zatrzymali się. I my czekamy... Chwila oczekiwania się przedłuża...

Po kilku minutach szarżujemy pierwsi lewych, i cóż? Obie partie odskakują daleko w bok i kryją się na folwarku. Oto rezultat jak czuliśmy się, mając 6 lanc i l szablę, wszystko dobrze "w garści" trzymane, przeciwko 12 szablom kiepskim - mimo, że pluton piechoty był przecież odwodem dla tych szabel 1).

1) Akcja miała zakończenie naprawdę operetkowe. Po pewnej chwili szperacze zameldowali, że od Radymna z prawej strony idzie oddział piechoty. Wysłany szperacz przyjechał i zameldował, że to "nasz" patrol piechoty w sile 18 ludzi idzie od Radymna Teraz już decyzja szybko nastąpiła. Porozumiałem się z dowódcą patrolu pieszego osobiście. Oni i my idziemy do szturmu. I rozegrała się jedna z tysiąca bezkrwawych szarż i szturmów. Szarżowaliśmy początkowo stępem - szeroko rozluzowani, po podejściu bez strzału na 400 kroków, "hurra" i... ręce czeskiego plutonu piechoty poszły do góry, a kawaleria drugą bramą uciekła z folwarku.
Dowódca plutonu piechoty austriackiej "sklęty", dlaczego od razu się nie poddał - tłumaczył się, że chciał się poddać, lecz Węgrzy nie dali.


Podając te dwa przykłady, chcę praktycznie przedstawić, co jest warte rąbanie złe, kiepską szablą, które tylko w przyszłości rozzuchwala nieprzyjaciela.

Chciałem drugim przykładem udowodnić, że lanca w spotkaniu z szablą ma bardzo dużą przewagę nie tylko fizyczną, ale przede wszystkim moralną. A na początku wojny, która będzie zawsze wojną ruchową, ta pewność moralna, musi odegrać dużą rolę, a to się odbije przede wszystkim na przyszłych działaniach wojennych.

Nie decydujmy za szybko - rezygnując z lancy. Powiedzenie jednego z autorów, że lancą trudniej nauczyć władać, niż szablą - nie trafia mi do przekonania, odwrotnie powiedziałbym: lanca jest znacznie łatwiejsza do opanowania. Tylko, że nie trzeba uważać, że rąbanie łozy na prostej w galopie to jest doskonałość. Przeciwnik tak się nie podstawi jak łoza, trzeba go podjechać i rąbać umieć wszechstronnie, a to już jest sztuka.

Sądzę, że nie należy wyzbywać się bez głębszego zastanowienia lancy; ażeby odrzucić lancę - należy przygotować najpierw coś zastępczego. Przygotować się, ażeby dać kawalerzyście silny atut w dłoń, ażeby czuł się również mocno psychicznie bez tej lancy.

Pod zdaniem "zastępczego" nie rozumiem i nie mam zamiaru wymyślać coś nowego. Mam na myśli tę starą naszą siostrzycę szablę. - Otóż uważam, że szkolenie rąbania szablą w kawalerii jest niedostateczne i dalecy jesteśmy od tej doskonałości, ażeby szabla była u nas "w garści" czymś, co może zastąpić lancę.

Rąbanie łóz na prostej z prawej strony - to nie jest przygotowanie do rąbania w szarży.

Trzeba wszechstronnie zacząć rąbać, poprzedzając naukę rąbania fechtunkiem. Uważałbym za konieczne następujące ćwiczenie rąbania: rąbanie pionowej łozy na prawo. Pozornik nie wyższy od ziemi na 50 cm. Ułan początkowo rąbie wyższe łozy, potem musi się stopniowo zniżać do rąbania w dół. - Będzie to nauka rąbania w prawo stojącego lub klęczącego wroga. - Pożądane rąbanie warkoczy, mimo że wymaga dużej pracy w wykonaniu. Rąbanie leżącego: pozornik ten, który w rosyjskiej kawalerii nazywał się "sobaka" - "rąbanie psa". - Jest to okrągły kawałek drzewa długości 60 cm, grubości 15-20 cm w jednym końcu wydrążony otwór do wkładania łozy. Z tego końca przybijamy do tego klocka 2 patyki grubości 3-5 cm, długości 20 cm, jakby dwie łapy, na których opiera się ten pozornik. W ten sposób ustawiony pozornik pozwala nam rąbać łozę pochyloną pod stopniem 30-40°/o nisko, co zmusza pochylać się w prawo i mocno wykonać cięcie z dołu. Otwór winien być wydrążony tak, ażeby łoza wsadzona lekko odchylała się w prawo od prostej. Ma to na celu nie okaleczenie konia. Rąbanie w lewo: pozornik wysokości 80 cm, łoza pionowa. Kłucia w prawo i lewo. Pozorniki: kule ze słomy na stojakach wysokości od l do 1.80 m. Kule powinny być ruchome, spadające, gdyż martwe pozorniki, zniechęcają, ponieważ często są za twarde i ułani kaleczą sobie ręce. Rąbanie gliny w prawo jak obecnie - wymaga większej precyzji. Stosować obowiązkowo rąbanie i kłucie przy skoku przez przeszkody - tak naziemne jak i rowy.

Po zakończeniu okresu rekruckiego, ćwiczyć władanie szablą na krzywej, zwiększając stopniowo wymagania. - Każde ćwiczenie konne zakończyć rąbaniem i kłuciem. Przy ćwiczeniach nie ograniczać się do 2 lub 3 pozorników. Dać ułanowi 6 - 8 pozorników jednym ciągiem, ażeby zdążył poprawiać błędy i opanować się, co nigdy nie potrafi przy 2 lub 3 pozornikach. - Ten sposób zaoszczędza właściwie siły końskie, gdyż dobieg i odbieg od pozorników, robi się ten sam dla 6 pozorników jak i dla 2 lub 3. Po opanowaniu przez ułana początkowej sztuki złożenia i cięcia, pozostawić mu więcej swobody w momencie rąbania. Słyszy on przy każdym stojaku groźny okrzyk instruktora, podinstruktora lub starszego żołnierza: "Złożenie!!! ręka!!! noga!!! pochyl się!!!" itd. I nim to wszystko wykonał, już dawno pozorniki minął. Sztuka rąbania jest sztuką - niech będzie w tym nawet trochę fantazji - ale niech będzie to z zamiłowaniem robione. Niech z pozorników lecą kłaki, choćby nawet i złożenie było mniej prawidłowe. Sądzę, że dopiero, gdy władanie szablą będzie postawione u nas na odpowiedniej wysokości, można się zastanowić i pomyśleć o odłożeniu lancy.

Co do pistoletu, proponowanego przez ppor. Kubinę, jako zamiana lancy - nie zupełnie się zgadzam. W pewnych momentach pistolet będzie lepszy od lancy i takich przykładów można znaleźć bardzo dużo. Ale radziłbym ppor. Kubinowi zapytać się starszych kolegów, którzy brali udział w szarży i posiadali pistolet, czy go dobywali - lub woleli szablę lub lancę? O odpowiedź jestem spokojny. Nosiłem pistolet od r. 1914, byłem w kilkunastu szarżach - przyznam się, że mnie do głowy nie przyszło szarżować z pistoletem - wolałem lancę i szablę. Wyjmowałem coprawda dwa razy pistolet w czasie wojny: raz na tyłach we własnej obronie, drugi w r. 1920: przeciwko sobie, gdyż groziła mi niewola. - O tym, jak łatwo nauczyć strzelać z pistoletu z konia - radziłbym znowu zapytać oficerów, trenujących do "Militari"!

Teraz proszę zapytać o samopoczucie piechura szarżowanego lancą? A jakie wrażenie będzie, gdy ten piechur będzie wiedział, że na jego karabin szarżuje - pistolet, nawet 8 mm?

Wtedy w ogóle o szarży zapomnijmy i takimi ćwiczeniami nie bałamućmy się.

Pewnie, że lanca jest rzeczą dość niewygodną, tak samo jest maska, łopatka.

Pamiętam w r. 1914, zaledwo rozpoczęliśmy wojnę, już większość łopatek była przez kawalerzystów wyrzucona. A potem, gdy przyszło iść do szturmu lub toczyć walkę pieszą, dopiero ją oceniono i wtedy płacono za łopatkę - wszystko!

Podobne koleje przechodziła lanca w r. 1915, gdyśmy poszli do okopów i tak samo wracała wiosną r. 1916, gdyśmy z okopów wyszli...

Zachowajmy lancę - ona jeszcze egzamin zda!



mój przypis (MC) Poprzednie...
026_04 'W obronie lanc'
141_04 'Uwagi o uzbrojeniu kawalerzysty'
148_05 'Uwagi o uzbrojeniu kawalerzysty'
149_06 'Pluton pod mikroskopem'
149_07 'Lanca czy pistolet?'
151_06 'Z lancą czy bez?'
152_05 'Pluton liniowy'
...i następne głosy w dyskusji na ten temat:
153_06 'Kilka uwag o szarży i lancy'
153_07 'I lanca i pistolet!'
153_08 'Nie masz pana nad ułana a nad lancę broni'



Powrót do spisu treści rocznika Powrót