O sajdaku i innych przedmiotach z wyposażenia łucznika.
[O sajdaku czyli kołczanie i łubiu oraz o innych przedmiotach z wyposażenia łucznika konnego.]

        Kałkan, czyli Wojownicze Żółwie Ninja w natarciu.

Kałkan, czyli Wojownicze Żółwie Ninja w natarciu.


Kałkan, czyli niewielka okrągła tarcza z witek łączonych oplotem z nici to charakterystyczny element uzbrojenia ochronnego stosowany przez lekką kawalerię rozmaitych wschodnich ludów a za ich przykładem używany również w Polsce.
W niniejszym rozdziale chciałbym przedstawić wyniki moich doświadczeń nad rekonstrukcją sposobu trzymania, noszenia i przewożenia kałkana konno. O ile mi wiadomo, jest to pierwsza próba odtworzenia techniki posługiwania się taką tarczą. Mam nadzieję, że wnioski zainteresują osoby zajmujące się polską 'bojową' sztuką łuczniczą czy szermierczą w XV-XVIIw.

Replikę kałkana wykonali Norbert Kopczyński i Zbysio Juszkiewicz.
Tarczę udostępnił i do zdjęć cierpliwie pozował Michał Sanczenko.

Parę słów na temat budowy kałkana.
Na początku dwa słowa na temat jak wygląda kałkan, ponieważ jego rozmiary i budowa, a zwłaszcza rozmieszczenie pierścieni do których mocowane są rzemienie czy sznury bezpośrednio wpływa na sposób posługiwania się nim.
Dokładny opis budowy tarczy, pracy przy jej rekonstrukcji oraz testów jakim została poddana można znaleźć w trzech artykułach zamieszczonych w 'Muzealnictwie Wojskowym' tom 8, Warszawa 2005:
  • Norbert Kopczyński 'Próba rekonstrukcji kałkana bojowego na podstawie tarczy ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego';
  • Zbigniew Juszkiewicz 'Wykonanie elementów stalowych do rekonstrukcji kałkana bojowego';
  • Norbert Kopczyński 'Test wytrzymałości kałkana bojowego na strzały z łuku',

Kałkan bojowy od przodu......i od tyłu.
Kałkan bojowy od przodu...                                                                  ...i od tyłu.           

Będziemy mówić o typowym kałkanie tzw. bojowym, czyli przeznaczonym do praktycznego użycia w walce. Średnica takiej okrągłej tarczy wynosiła ok. 50cm, przy czym wielkości poszczególnych zachowanych egzemplarzy różnią się bardzo nieznacznie. Taki rozmiar odpowiada mniej-więcej rozpiętości barków człowieka, dzięki czemu po zarzuceniu tarczy na plecy zasłaniała ona całą ich szerokość nie wystając nadmiernie na boki.
Środek kałkana stanowi drewniany krążek do którego 'doszyte' są ułożone w spiralę pręty z derenia (lub wikliny czy innych podobnych krzewów) o średnicy około 10mm. Szycie czy właściwie oplatanie wygląda w ten sposób, że pręt okręca się ściśle grubą nicią (lnianą lub bawełnianą o średnicy 1-1.1mm), przy czym nitkę za pomocą solidnej igły i obcęgów przepuszcza się dwukrotnie pod dwiema nitkami poprzedniego pręta, bardzo mocno zaciągając. Kolejne dwa okręcenia wykonuje się przeciągając nitkę pod kolejnymi dwiema nitkami z poprzedniego pręta i tak dalej; każda para nitek na zewnętrznym pręcie krzyżuje się z odpowiednią parą nitek pręta leżącego bliżej środka tarczy.
W kałkanie o tych wymiarach znajduje się 12 000 - 14 000 przeszyć co, ponieważ każde dwa przeszycia przechodzą pod dwiema nitkami z poprzedniego pręta, daje 6 000 - 7 000 połączeń. Taka ilość łączeń stanowi o zadziwiającej odporności tego typu konstrukcji; ewentualne przecięcie szablą czy tym bardziej grotem strzały nawet kilkudziesięciu z nich nie ma oczywiście żadego znaczenia, ponieważ całość jest tak silnie ściągnięta, że luźne końce nici nie wysuwają się ze swoich miejsc.

Kałkan bojowy, zbliżenie na powierzchnię kosza.
Zbliżenie na powierzchnię kosza - jak się naprawdę dobrze przyjrzeć,
to widać charakterystyczny wzór nici zebranych po dwie. Każda taka
para przechodzi pod dwiema nitkami poprzedniego pręta.

Doszywając kolejne pręty przesuwa się je nieco w stosunku do poprzednich zwojów spirali, tak aby uzyskać powierzchnię wypukłą - stożek, lub (tak jak w przypadku egzemplarza na zdjęciach) wycinek kuli.
Środkowy krążek drewniany i jego połączenie z pierwszym prętem przykrywa od zewnętrznej strony metalowe umbo, umieszczone na skórzanej podkładce i mocowane nitami. Krawędź tarczy jest obszyta skórą, natomiast jej wewnętrzna strona wyklejona materiałem.
Kałkan jest często określany jako tarcza lekka, i faktycznie nie jest bardzo ciężki, ale taki bojowy egzemplarz to niezupełnie piórko - zazwyczaj osoby biorące go ręki pierwszy raz są zaskoczone, że jest cięższy niż to się wydaje z wyglądu. Oczywiście duży wpływ na wagę ma grubość umba. Egzemplarzu ze zdjęć waży 2,25kg (czyli mniej więcej dwukrotnie więcej niż np. szabla a porównywalnie np. z rohatyną) przy umbie średnicy 21cm i grubości 3mm w centrum i 1,2mm na krawędzi.

Umbo zdobione techniką damaskinażu.

Umbo zdobione techniką damaskinażu czyli wklepywania
cienkiego drucika w odpowiednio ponacinaną powierzchnię.
Środkowy kartusz wykonany złotym a gwiazdy dookoła srebrnym drutem.

Kałkan bojowy zazwyczaj nie był zdobiony w ogóle (po prostu blacha oraz nić naturalnego koloru) albo - tak jak egzemplarz ze zdjęć - stosunkowo skromnie, z drobnymi ornamentami na umbie i prostym wzorem powstałym przez zmianę koloru nici.
Dla porównania warto wspomnieć o kałkanach ozdobnych. Miały one większe rozmiary (około 60cm średnicy) a wykonane były w sposób podobny, ale z cieńszych prętów (około 5mm) stosunkowo miękkiego rattanu i cieńszymi nićmi (ok. 0,5mm), często jedwabnymi. Duża powierzchnia dawała większe pole do popisu, a mniejsza średnica prętów umożliwiała robienie skomplikowanych wzorów o dużej 'rozdzielczości'. Dodatkowo miękki rattan można było dość łatwo przebić przez środek igłą, tworząc wzory jeszcze o połowę drobniejsze (zazwyczaj pręty były najpierw łączone nicią bezbarwną i dopiero na ukształtowanej już tarczy 'wyszywano' barwną dekorację). Umbo również było o wiele delikatniejsze, cienka blacha dawała się łatwo kształtować w rozmaite dekoracyjne kształty.
Oczywiście takie kałkany nie miały niemal żadnych walorów ochronnych, nie będziemy się więc nimi zajmowali (zresztą nosić je można dokładnie tak samo jak bojowe).

W rozmaitych krajach wschodu występowały również tarcze analogicznej konstrukcji, ale o wiele mniejsze, osłaniające właściwie samą pięść wojownika. Ponieważ technika ich użycia była zupełnie inna - służyć mogły tylko do 'odbijania' głowni przeciwnika, zaś były zbyt małe, aby się nimi osłaniać np. przed strzałami, nie noszono ich też na plecach - nimi również nie będę się zajmował.

Odporność kałkana.

Niech was nie zwiedzie pleciona konstrukcja. Jeśli chodzi o odporność, to kałkan nie ma NIC wspólnego z koszykiem... Jestem przekonany, ze w wielu sytuacjach okaże sie o wiele wytrzymalszy niż deska o zbliżonej grubości.

Kałkan przydawał się przede wszystkim jako uzupełnienie kolczugi założonej na przeszywanicę lub samej przeszywanicy, czyli ochron nieźle zabezpieczających przed cięciem, natomiast słabo zatrzymujących pchnięcia.
Natomiast nie był szczególnie potrzebny przy zbroi z mniejszych czy większych blach. Dlatego używała go przede wszystkim jazda lekka.

Tarcza tego typu daje zadziwiająco dużą ochronę przed ostrzałem z luku. Mechanizm tej ochrony jest bardzo ciekawy i mocno zależy od rodzaju/kształtu pocisku - nawet bardziej niż od jego prędkości/energii.
Przy trafieniu w kosz strzałą drewnianą z typowym grotem - czy to liściastym czy stożkowym - wynik jest jeden, praktycznie niezależnie od siły łuku (testowaliśmy do 80# włącznie). Otóż grot przechodzi, po czym pręty kosza zaciskają się tuż za nim, miażdżąc drewniany promień jak obcęgami (dosłownie, promień ma głębokie wgniecenia z boków) i natychmiast hamując posuwanie się strzały dalej (ewentualny trzpień grotu wewnątrz promienia nie chroni go przed zgnieceniem - ważne, że na powierzchni jest drewno). W efekcie po wewnętrznej stronie tarczy sterczy kilka centymetrów grotu, ale biorąc pod uwagę wypukłość kałkana oraz warstwę przeszywanicy i kolczugi noszonej zazwyczaj przez właściciela, jego skóra jest całkiem bezpieczna.
Oczywiście nie ma mowy o żadych pęknięciach czy osłabieniu konstrukcji. Po wyjęciu (czy raczej wyszarpaniu; bez zdjęcia grotu w ogóle nie da się tego zrobić) strzały otwór jest ledwo widoczny.
Skuteczny byłby najprawdopodobniej grot stożkowy o średnicy znacząco większej niż promień, tak aby wybić w koszu otwór na tyle duży, żeby promień przeszedł swobodnie. Jednak przebicie otworu o tak dużej średnicy wymagałoby strzelania odpowiednią strzałą z bardzo silnego łuku, w okolicach 120#, jak dawne łuki bojowe. I to zapewne tylko z niewielkiej odległości. Takie naciągi są niestety poza naszymi możliwościami fizycznymi (nie jesteśmy wojownikami na pełny etat...) ale teorię tę przynajmniej częściowo potwierdziłem strzelając z 70# nowoczesnego łuku bloczkowego dużej średnicy strzałą aluminiową z parabolicznym grotem tarczowym. Energie uzyskiwane z takiego sprzętu są podobne jak historycznych łuków bojowych. Udało się wybić w koszu dziurę, a ponieważ aluminiowy promień nie dał się zgnieść, to strzała 'weszła' na około 10cm zanim zatrzymało ją tarcie o krawędź otworu. Jest jasne, że gdyby promień nie był tej samej średnicy co grot, tylko przynajmniej 2-3mm cieńszy, to uzyskalibyśmy całkowitą penetrację.
Podobnej średnicy stożkowe groty wystrzelone z łuków tradycyjnych po prostu się odbijały, zostawiając małe wgniecenia - nie zdołaliśmy uzyskać odpowiedniej prędkości.

Natomiast faktycznie udało się uzyskać pełną penetrację i to używając łuku o sile tylko 40#, ale strzelając stalową igłą z prowadnicy (arabskiej majra). Jednolity stalowy pocisk o długości 20cm wybił za pomocą 5mm średnicy grotu otwór, przez który przeszła jego dalsza część o gubości już tylko 3mm. Co prawda pręt okazał się niedostatecznie zahartowany, od uderzenia wygiął się w połowie i przez to wyhamował w otworze, ale sprawdziłem, że w dalszym ciągu przesuwa się zupełnie swobodnie - gdyby był lepszej jakości, przeleciał by z pewnością cały.
Zauważmy jednak, że ewentualna rana od takiego "szpikulca" nie obezwładniała przeciwnika tak łatwo zadana normalnym grotem. Oczywiście ona także mogła być niebezpieczna, choćby przez ryzyko zakażenia, ale nie powodowała natychmiastowego, dużego krwotoku który (jak wskazują doświadczenia ze współczesnego polowania z łukiem) może obezwładnić trafionego w ciągu kilkudziesięciu czy nawet kilkunastu sekund.




Jeśli chodzi o cięcie szablą, to ja osobiście nie podejmuję się przeciąć kosza kałkana. Uderzenie w lico tarczy nie zrobi na niej większego wrażenia, przecięcie kilkudziesięciu nici nie ma żadnego znaczenia wobec ogromnej liczby połączeń i mocnego ściśnięcia prętów. Nic tu się nie zacznie pruć. Taka ściśle powiązana struktura jest też o wiele odporniejsza na rozszczepienie niż np. deska.
Cios w krawędź tarczy ma więcej szans powodzenia, ale z kolei głownia może bardzo łatwo uwięznąć po przecięciu kilku pierwszych prętów - a to bardzo niedobra wiadomość dla napastnika... Interesujące, że o ile typowe kałkany nie miały krawędzi zabezpieczonych metalem, o tyle okuwane na brzegach były z reguły owe małe tarcze 'pięściowe', o których wspominałem wyżej. Sam pomysł wzmacniania krawędzi był więc znany. Zapewne przy mniejszych rozmiarach obawiano się, że cięcie może dojść do dłoni, natomiast przy tarczy o półmetrowej średnicy być może nawet specjalnie zastawiano na przeciwnika 'pułapkę'.
Zapewne istniała możliwość przecięcia kałkana - oglądając miniatury z epoki można czasami w scenach bitewnych dojrzeć wyobrażenia leżących na ziemi rozrąbanych tarcz tego typu - ale sądzę, że wymagało to szermierza o nieprzeciętnej sile i umiejętnościach.

Co do ochrony przed pchnięciem włócznią czy kopią - na razie nie mam danych. Zapewne możliwe było jej przebicie (w końcu kopiami przebijano zbroje z blach), jednak na razie otwartym pozostaje pytanie, jak łatwo grot takiej broni będzie się ześlizgiwał z tarczy zamiast w nią wbijać.

Natomiast z całą pewnością kałkan nie ochroni przed bronią palną (chyba, że przed bardzo już wolno lecącym rykoszetem) - jeśli kula potrafi wybić otwór w 2cm desce, to z łatwością wybije go w 1cm grubości kałkanie, a potem spokojnie poleci dalej - przy kulistym pocisku pręty nie mają żadnych szans się zacisnąć (zresztą przy broni palnej mamy do czynienia z o wiele większą energią niż przy pociskach z łuku, więc nawet jeśli pręty miały by się na czym zacisnąć, to nic by to nie pomogło).




Warto zauważyć, że wszystkie powyższe uwagi odnoszą się do kałkana bojowego ściśle splecionego w przedstawiony na wstępie sposób. Widziałem wiele replik, które były wykonane czy to metodą oplatania prętów 'w ósemkę' czy też przez owijanie pręta po prostu dookoła, kilka-kilkanaście razy pomiędzy pojedynczymi łączeniami z prętem poprzednim i w żadnym razie nie oddają one solidności 'prawdziwego' wyrobu. Zwłaszcza ta ostatnia metoda, gdzie jedno połączenie między prętami przypada na pięć czy dziesięć nitek, znacznie oszczędza czas wytwórcy i daje wyrób z daleka nawet dość podobny do oryginału, ale tarcza taka ma bardzo nikłe walory 'bojowe'. Często taki kosz da się wręcz ugiąć w ręku, co jest całkowicie niemożliwe w replice zrobionej dokładnie na wzór oryginału.

Kałkan jak widać ma swoje ograniczenia, ale moim zdaniem godne podziwu jest, że tak w sumie wysokie walory użytkowe zostały uzyskane w konstrukcji stosunkowo łatwej do wykonania w warunkach 'polowych' - niewielkiej średnicy umbo jest dość łatwe do zrobienia poprzez kucie ręczne, podczas gdy wykonanie kosza wymaga raczej cierpliwości niż wysokich umiejętności czy dobrych narzędzi.

Ale zewnętrzna powierzchnia kałkana to jeszcze nic, prawdziwa zabawa zaczyna się, kiedy zajrzymy na drugą stronę...

Te wszystkie sznurki z tyłu.

Wewnętrzna strona kałkana.
Wewnętrzna strona kałkana.

Zaglądając na drugą, wewnętrzną stronę kałkana znajdziemy tam dziesięć kółek, do których mocowano sznury lub rzemienie tworzące imaki (uchwyty). Rozmieszczenie tych kółek jest praktycznie identyczne we wszystkich zachowanych egzemplarzach co sugeruje, że miało ścisłe powiązanie z ich funkcją użytkową.
W analizie tego układu pomagają także zachowane niekiedy pozostałości uchwytów. Wymaga to jednak pewnej ostrożności, ponieważ są one zwykle w gorszym stanie niż sama tarcza, często pozrywane (i np. przywiązane prowizorycznie z powrotem, niekoniecznie we właściwym miejscu) a nierzadko zastąpione jakimiś paskami czy sznurkami w ogóle nie mającymi z oryginałem nic wspólnego - ot, żeby było coś, za co można kałkan powiesić na ścianie czy manekinie.
Dostrzec można trzy wyraźne grupy:

  • cztery kólka rozmieszczone wokół centrum tarczy, które służyły do mocowania krzyżujących się pasków, tworzących uchwyt środkowy. Jednocześnie nity tych pierścieni mocują rogi małej skórzanej poduszki wypchanej końskim włosiem, stanowiącej wyściółkę pod dłoń trzymającą za uchwyt. Akurat te rzemienie czy sznury, umieszczone w najgłębszej części kałkana zachowują się często w dobrym stanie;
  • kolejne cztery kółka umieszczone są blisko krawędzi tarczy, w dwóch parach naprzeciw siebie, przy czym jedna z tych par jest nieco szerzej rozstawiona. Łatwo można wywnioskować, że stanowią one mocowanie dla dwóch imaków, służących do zawieszenia kałkana na przedramieniu. Szerzej rozstawione kółka mocują obszerniejszy uchwyt mający opasywać rękę poniżej łokcia, zaś uchwyt o węższym rozstawie opasywał ją przy nadgarstku (lub był trzymany w dłoni).
  • co pozostawia nam jeszcze dwa kółka, również położone blisko krawędzi, o ćwierć obwodu od poprzednich (czyli jeśli ułożymy tarczę jak na zdjęciach, z uchwytami na przedramię z lewej i z prawej, to te dwa kółka znajdą się na górze i na dole). Można przypuszczać, że mocowały one pętlę do wożenia kałkana na plecach.

Wewnętrzna strona kałkana.
Wewnętrzna strona kałkana.

Mocowania wszystkich kółek przebijają po prostu kosz kałkana na wylot (jak już wspominałem, pręty są tak mocno ściśnięte, że po przebiciu i przerwaniu kilku nitek nic się nie rozplata) i są z drugiej strony zanitowane na ozdobnych blaszkach-podkładkach. Dzięki temu nawet dysponując zdjęciem tarczy tylko od zewnętrznej strony (a tak jest najczęściej) możemy zazwyczaj bez trudu zlokalizować okucia.

Mocowania kółek przebijają po prostu kosz kałkana i są z drugiej strony zanitowane na ozdobnych blaszkach-podkładkach.
Mocowania kółek przebijają po prostu kosz kałkana i są z
drugiej strony zanitowane na ozdobnych blaszkach-podkładkach.

Uwaga: kałkan jest mniej lub bardziej, ale wyraźnie wypukły (w przypadku egzemplarza ze zdjęć przy średnicy ok. 50cm wypukłość wynosi 12-13cm. A bywały i dużo bardziej stożkowe). Dzięki temu kółka, umieszczone dość blisko, ale nie na samej krawędzi, nie opierają się o plecy jeźdźca. Zarzuć na plecy zbyt płaską tarczę, a po kilkudziesięciu kilometrach będziesz miał w ubraniu na wysokości łopatek dziury wytarte na przestrzał).

Te same cztery pierścienie, do których przywiązane są sznury czy rzemienie tworzące środkowy uchwyt, mocują jednocześnie rogi poduszki.
Te same cztery pierścienie, do których przywiązane są sznury czy
rzemienie tworzące środkowy uchwyt, mocują jednocześnie rogi poduszki.

Wokół środka tarczy zamocowane są w jednakowych odległościach od siebie cztery pierścienie, przeznaczone do mocowania sznurów czy rzemieni tworzących uchwyt środkowy. Sznury te mogą być przeplecione przez siebie w sposób pokazany na zdjęciu, bywały też np. po prostu skrzyżowane pod kątem prostym - jak się wydaje istniało wiele wariantów.
Nity pierścieni mocują jednocześnie rogi małej skórzanej poduszki wypchanej końskim włosiem, stanowiącej wyściółkę pod dłoń trzymającą za uchwyt.

Posługiwanie się kałkanem.

Żółwik, zrobić żółwika:
założyć kałkan na plecy.

Łukopedia

Dzięki ikonografii możemy wyróżnić następujące sposoby używania kałkana (z których pierwsze trzy odpowiadają wymienionym wyżej trzem grupom kółek mocujących imaki):

  • trzymany w lewej dłoni za środkowy uchwyt, prostopadle do przedramienia wojownika, dla osłony przed ciosem czy pociskiem nadlatującym z przodu;
  • zawieszony na lewym przedramieniu w sposób umożliwiający trzymanie w lewej dłoni np. łuku dzięki czemu wojownik mógł na zmianę osłaniać się i używać broni;
  • zawieszony na plecach, pozostawiając użytkownikowi wolne ręce a jednocześnie stanowiąc osłonę przed ciosami lub pociskami nadlatującymi z tyłu;

  • zawieszony przy siodle przy tylnym łęku, z tyłu za nogą jeźdźca. Ten sposób wożenia kałkana nie wydaje się mieć żadnego znaczenia bojowego i stosowany był raczej podczas przemarszów, aby odciążyć plecy wojownika, ewentualnie - w przypadku kałkanów ozdobnych - dla celów reprezentacyjnych, eksponując ozdobną stronę tarczy a nie przeszkadzając jeźdźcowi.

Moje zaiteresowanie techniką posługiwania się kałkanem zaczęło się w momencie gdy w 'Encyklopedii staroplskiej' Glogera w haśle tarcza zwróciłem uwagę na fragment 'To jest właśnie owa tarcza pochodzenia azjatyckiego i w azjatycki sposób noszona, który pozwalał z największą łatwością przerzucać ją z pleców na rękę lewą w czasie boju dla zasłonięcia ciała i zarzucać z powrotem na plecy, gdy przestawała być potrzebną.'
'Z największą łatwością' hmmm... szczegółów nie było ani u Glogera ani, jak się po jakimś czasie zorientowałem, nigdzie indziej.
Jeśli widziałem kogoś z grup rekonstrukcyjnych jeżdżącego z kałkanem na plecach, to miał po prostu pasek zapięty między dwoma skrajnymi kółkami, podobnie jak pas nośny przy karabinie. Ale czułem, że to nie to: łapiemy za pasek, zdejmujemy przez głowę - i kończymy z tarczą wiszącą na owym pasku, pół metra poniżej dłoni, a teraz trzeba jakoś złapać ją za imaki (uchwyty). Jadąc konno galopem i nie pomagając sobie drugą ręką... powodzenia życzę! Poza tym, nawet jeśli uda się zmienić uchwyt nie gubiąc kałkana, to luźna pętla wisi teraz poniżej tarczy i można w nią zaplątać choćby rękojeść szabli.

Nie, 'porządny' sposób noszenia kałkana powinien spełniać trzy warunki:

  • zapewniać stabilne położenie tarczy na plecach wojownika, nie przeszkadzając w walce i jeździe konnej;
  • zabezpieczać kałkan przez cały czas przed zgubieniem, nie tylko gdy mamy go na plecach czy w ręku ale i podczas przenoszenia z jednego położenia w drugie;
  • oraz umożliwiać zarzucenie tarczy na plecy i jej zdjęcie 'jednym ruchem', w miarę możliwości używając tylko lewej ręki, prawą pozostawiając wolną do prowadzenia konia czy trzymania broni.

Postulaty wyglądały rozsądnie, teraz pozostawało tylko odgadnąć, jak to kiedyś było realizowane w praktyce. Dodatkową podpowiedź przyniosły perskie/indoperskie miniatury; na niektórych z nich, przedstawiających sceny bitewne, można dostrzec, że postaci trzymające w ręku kałkan mają często długą pętlę tarczy wciąż przełożoną przez ramię. Aha, czyli długa pętla zabezpieczająca przed zgubieniem (postulat drugi) a teraz trzeba tylko wykombinować, jak ją skracać do zawieszenia tarczy na plecy.
Mając przyjaciela zajmującego się wykonywaniem znakomitych replik kałkanów, mogłem pożyczyć świetny egzemplarz (jeszcze raz dzięki, Norbercie!), po czym zainwestowałem w duży zapas pasującej kolorem, czerwonej linki i zacząłem kombinować...

Kałkanem można się osłaniać z różnych kierunków, nie tylko z boku, ale...
fot.MC fot.MC
...od przodu...                                                  ...i od tyłu...

fot.MCfot.MC
...oraz z góry. Demonstruje Andrzej 'Abrat' Abratowski.

Po licznych próbach z długą pętlą przywiązaną końcami do dwóch kółek przekonałem się, że chyba nie tędy droga. W żaden sposób nie dawało się wymyślić sposobu sprawnego skracania i wydłużania linki w zależności od potrzeb - a w węzłach jestem dość biegły.
Wyczerpawszy wszelkie możliwości, jakie mi przyszły do głowy, zacząłem myśleć, jak inaczej można umocować pętlę do kółek - może to coś da. Jeśli nie chcę przywiązywać końców do kółek, to może przeprowadzę końce pętli przez oba kółka i zwiążę je ze sobą na środku. Teraz mam dużą, luźno się poruszającą pętlę, której jedną część przekładam przez ramię... reguluję jej wielkość tak, żeby można było swobodnie osłaniać się z różnych stron, ale jednocześnie linka nie wisiała zbyt luźno i się nie plątała... wypuszczam kałkan z ręki, ok., wisi przy lewym biodrze, nawet wygodnie... a teraz jakby tak złapać za część pętli pomiędzy kółkami, pociągnąć do góry i tak jakoś w ten sposób przełożyć przez głowę - sekundę później tarcza znalazła się na plecach a co najzabawniejsze, długość pętli wyregulowana tak, żeby wygodnie manewrować kałkanem trzymanym w ręku, okazała się DOKŁADNIE odpowiednia, aby po złożeniu na pół mocowała go wygodnie z tyłu.
Przypadek - oj, nie sądzę...

Eureka! (z gr. 'heúreka!' = 'podajcie mi ręcznik!')

Tak powstał sposób noszenia kałkana opisany poniżej jako 'przez jedno ramię'. Jakiś czas później zorientowałem się, że używając dokładnie tak samo zawiązanej pętli można - przekładając ją nieco inaczej - odtworzyć także inną metodę 'przez oba ramiona' (również patrz niżej), z obiema częściami pętli krzyżującymi się na piersiach, co znakomicie zgadza się z niektórymi wyobrażeniami w ikonografii.
Od tej pory zdążyłem dobrze przetestować oba sposoby przewożenia tarczy, zarówno pokonując konno dystanse rzędu 50-60km, jak i uczestnicząc w pokazach czy inscenizacjach. Nie mogę udowodnić, że na pewno w ten dokładnie sposób wożono kałkan kiedyś (mogę tylko powiedzieć, że istnieją mocne poszlaki, a jednocześnie żadne znane mi źródło temu nie przeczy), ale jestem głęboko przekonany, że to po prostu ZBYT DOBRZE DZIAŁA, żeby był to zbieg okoliczości.

W 2006 roku miałem okazję przedstawić swoje pomysły członkom Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy, pomagając Zbysiowi Juszkiewiczowi (elementy stalowe), Norbertowi Kopczyńskiemu (plecenie kosza) i Władysławowi Kreowskiemu (materiały naturalne i ich barwienie) podczas ich wykładu 'Łuk a kałkan' zorganizowanego w Muzeum Wojskowym w Poznaniu.
W czasie towarzyszącego wykładowiu pokazu praktycznego 'obsługiwałem' co silniejsze łuki demonstrując odporność tarczy na przebicie, a także miałem swoje pięć minut wyjaśniając i pokazując w działaniu układ sznurów. Ku mojej satysfakcji w odbywającej się na koniec dyskusji zgromadzeni specjliści zgodzili się, że tak właśnie mogło to wyglądać (ja sam intersuję się tymi zagadnieniami amatorsko i nie pretenduję choćby do szerokiej znajomości źródeł, tego rodzaju potwierdzenie było dla mnie zatem bardzo ważne).




Czas na dokładny opis sposobu noszenia.
Uwaga na wstępie: kałkan w warunkach bojowych był tylko najbardziej zewnętrzną 'linią obrony' i wojownik dysponował zazwyczaj co najmniej jakąś grubą przeszywanicą, a często również i kolczugą etc.
Na większości zdjęć użyty w roli modela Michał Sanczenko ma tarczę założoną na płócienną koszulę, ale tylko dlatego, aby na jasnym tle łatwiej było dostrzec jak przebiegają sznurki.

Kałkan zawieszony przez prawe ramię.

Kałkan zawieszony przez prawe ramię.

Kałkan nosimy i używamy przewieszony jedną częścią dużej, ruchomej pętli przez prawe ramię. Tej części pętli nigdy nie zdejmujemy, niezależnie od tego, co robimy z tarczą - dzięki temu nie da się jej zgubić; nawet gdy wypuścimy ją z ręki to, tak jak na zdjęciu powyżej, zawiśnie po prostu przy lewym biodrze.



Kałkan zawieszony przez prawe ramię
widok od strony wewnętrznej

Zwróćcie uwagę, że duża pętla przechodzić powinna przez swoje kółka prosto, swobodnie, zaś większy uchwyt na przedramię powinien być u góry, tak aby rękę można było weń włożyć naturalnym ruchem.

Kałkan założony na przedramię. Kałkan trzymany za uchwyt środkowy.
     Kałkan założony na przedramię...              ...oraz trzymany za uchwyt środkowy.

Jak widać na powyższych zdjęciach, długość pętli przełożonej przez ramię jest wystarczająca, aby kałkanem czy to założonym na przedramię, czy też trzymanym za uchwyt środkowy można było swobodnie manewrować i osłaniać się z różnych stron (przy pętli dopasowanej na gruby, pikowany strój byłoby jeszcze swobodniej), a jednocześnie sznur nie zwisa.

Teraz zaś nadszedł wreszcie czas, żeby przedstawić magiczną sztuczkę (a właściwie kilka sztuczek opartych na jednej zasadzie), dzięki której możemy za pomocą owej ruchomej pętli 'z największą łatwością' (dokładnie tak, jak zanotował pan Gloger) zarzucać kałkan na plecy dla osłony z tyłu i oswobodzenia rąk, bądź równie szybko przerzucić go z pleców z powrotem do lewej ręki, niezależnie od tego, czy stoimy na własnych nogach, czy siedzimy na cwałującym koniu.
Przy czym przez 'szybko' rozumiem 'naprawdę błyskawicznie', ponieważ z położenia na plecach jestem w stanie przenieść tarczę do pozycji osłaniania się od przodu (trzymając za centralny uchwyt) w czasie poniżej 3 sekund. Zawiesić ją z powrotem na plecach mogę zaś jeszcze szybciej, w jakieś 2s. A zauważcie, że wcale nie ćwiczę tego po całych dniach.
Założenie kałkana na przedramię trwa już troszkę dłużej - trzeba przesunąć rękę przez dwa dość ciasno dopasowane uchwyty - ale też da się zrobić sprawnie.

Kałkan zawieszony na plecach 'przez jedno ramię', widok z przodu. Kałkan zawieszony na plecach 'przez jedno ramię', widok z tyłu.
Przerzucanie kałkana na plecy, przez jedno ramię, OPIS oraz film Film 'zawieszanie kałkana na plecach, przez jedno ramię'

Przez jedno ramię. Ten posób przerzucania kałkana na plecy i z powrotem jest bardzo szybki i dogodny, ponieważ angażuje wyłącznie lewą rękę, podczas gdy prawa może spokojnie trzymać wodze, szablę, rohatynę etc. (niepotrzebne skreślić). Jeśli długość pętli jest dobrze dobrana, to zawieszona w ten sposób tarcza zachowuje się podczas jazdy konnej zupełnie przyzwoicie, to znaczy nie skacze po plecach w żadnym chodzie ani nie zaczepia o tylny łęk siodła, jednak przy jeździe na dłuższym odcinku zdradza pewną skłonność do przesuwania się w lewo w dół. Nie jest to duży problem dla jeźdźca, ponieważ przesuwa się tylko trochę i zatrzymuje w położeniu lekko 'na bakier', ale jednak co pewien czas trzeba ją lewym łokciem podepchnąć na właściwe miejsce. Niby żaden kłopot, ale około piątego kilometra zaczyna to irytować.. Tak więc na dłuższe przejazdy lepiej jest przerzucić kałkan drugim sposobem, na oba ramiona, z pętlą skrzyżowaną na piersiach.


Kałkan zawieszony na plecach 'przez oba ramiona', widok z przodu. Kałkan zawieszony na plecach 'przez oba ramiona', widok z tyłu.
Przerzucanie kałkana na plecy, przez oba ramiona, OPIS oraz film Film 'zawieszanie kałkana na plecach, na krzyż przez oba ramiona'

Na krzyż przez oba ramiona. Ten drugi sposób wieszania kałkana przypomina noszenie małego plecaka i jest bardzo wygodny, człowiek zaczyna się czuć zupełnie jak żółw ninja.
W kłusie, nawet ćwiczebnym nie podskakuje niemal wcale, w stępie spokojnie sobie wisi, natomiast w galopie w ogóle nie czujemy ze cos mamy na plecach. Ewentualnie trochę odczuwa się skrzyżowane na piersi rzemienie, naciskające lekko na obojczyki, a i to tylko w lekkim ubraniu. W stroju odpowiednim do bitwy (pikowany żupan bojowy, ewentualnie kolczuga) nie czuje się nic, nawet po zrobieniu kilkudziesięciu kilometrów w siodle.

Minusy są dwa: metoda ta jest nieco wolniejsza niż pierwszy sposób, a poza tym przy zakładaniu i zdejmowaniu tarczy wymaga udziału obu rąk - na szczęście niekoniecznie obu naraz, ale jeśli trzymamy wodze czy jakąś broń, to nie unikniemy nieco kłopotliwego przekładania ich z ręki do ręki.

Optymalna długość pętli jest troszkę inna dla każdego z tych systemów, ale różnica jest rzędu kilku centymetrów, więc w razie potrzeby można stosować je oba na przemian, bez potrzeby regulowania.
Natomiast koniecznie trzeba pamiętać o dopasowaniu pętli do grubości ubioru, inaczej w cieńszym stroju tarcza będzie wisiała na plecach zbyt nisko, zaczepiając o tylny łęk, lub też odwrotnie - gdy założymy pikowany żupan a na niego jeszcze kolczugę, to w połowie przerzucania kałkana na plecy na plecy możemy się nagle zorientować, że utknęliśmy na amen, co bardzo pociesznie wygląda...

Nie możemy też zapominać poćwiczyć w takim nakryciu głowy, jakiego będziemy zazwyczaj używać - trzeba się nauczyć przenosić pętlę odpowiednio wysoko nad hełmem ze sterczyną aby uniknąć zaczepienia i zrzucenia go z głowy albo gorzej - przyduszenia się zapięciem.

Kałkan a strzelanie z łuku.

Tarcza tego rodzaju jest typowym atrybutem konnego łucznika, warto więc powiedzieć, jak sprawuje się we współpracy z łukiem.

Jeśli chodzi o kałkan zawieszony na plecach (jednym czy drugim sposobem) to odpowiedź jest prosta: nie przeszkadza w ogóle, ani przy strzelaniu w różnych kierunkach, ani przy dobywaniu kolejnych strzał. Nawet jeśli ktoś trenuje strzelanie z łukiem przerzuconym 'na drugą stronę' (tj. kiedy praworęczna osoba, normalnie trzymająca łuk lewą, przenosi go do prawej ręki), w dalszym ciągu może sięgnąć lewą ręką przez plecy i wyciągnąć strzałę z kołczanu na prawym biodrze niemal równie wygodnie, jakby tarczy tam nie było.
Jedynie może przy strzelaniu kabak, przy stosowanej tam nieco karkołomnej pozycji w której łucznik pochyla się mocno do przodu, praktycznie kładzie na siodle a kręgosłup wykręca tak mocno, że umieszcza prawy bark po lewej stronie przedniego łęku siodła, wtedy kałkan umieszczony na plecach mógłby przeszkadzać. Jest to jednak rodzaj strzelania używany wyłącznie na zawodach, gdzie nie ma żadnego powodu do wożenia tarczy.

Z kolei w samym momencie zarzucania jej na plecy pamiętać należy, żeby nie robić tego bardzo szerokim ruchem, przy którym mogłaby zahaczyć o końce strzał wystających z kołczanu. Taki wypadek nie jest bardzo prawdopodobny - nasadki strzał są jednak dość daleko od pleców - ale możliwy.
Przy zdejmowaniu z pleców tego kłopotu nie ma - tarcza od razu zsuwa się na lewą stronę, z dala od kołczanu umieszczonego przy prawym boku.

Skoro już zdjęliśmy kałkan z pleców, to kilka słów o strzelaniu w takiej sytuacji. Nie da się używać łuku gdy trzymamy za środkowy uchwyt, jest to możliwe tylko przy założeniu tarczy na przedramię. Uchwyty musża być dość ciasno dopasowane, aby kałkan pozostał w odpowiedniej pozycji i nie przekręcił się wchodząc dolną krawędzią w drogę cięciwy czy dolnego ramienia łuku.
Pomaga przy tym conieco napięta w tej pozycji pętla, przełożona przez prawy bark, przyciągając górną krawędź tarczy do wewnątrz a dolną odpychając na zewnątrz. Jednak główną rolę spełniają uchwyty.

Autor z łukiem typu wschodniego w pełnym naciągu, z kałkanem na przeramieniu.
Autor z łukiem typu wschodniego w pełnym naciągu,
z kałkanem na przeramieniu.

Po strzale można zgiąć lewe przedramię, osłaniając się tarczą od przodu, pozostając w tej pozycji sięgnąć drugą ręką po kolejną strzałę, założyć ją na cięciwę, chwycić cięciwę zekierem i przygotować się do strzału, po czym szybkim ruchem wyprostować ramię z tarczą napinając jednocześnie łuk, strzelić, i natychmiast ponownie schronić się za kałkanem.
W ten sposób można posyłać jedna strzałę za drugą, odsłaniając się tylko momentami, podczas napinania i celowania.

Stosunkowo niewielka tarcza nie ochroni rzecz jasna całego ciała, ale jak się człowiek dobrze skuli, to osłoni nią brzuch, pierś i dolną część twarzy (bądż pierś i głowę), resztę powierzając opiece opatrzności i pozostałych elementów zbroi.

Jeśli ktoś nauczył się w pewnych sytuacjach przerzucać łuk do drugiej ręki - czyli praworęczna osoba zaczyna strzelać jak leworęczna - to śpieszę donieść, że ręką z założonym na przedramię kałkanem można bez kłopotu naciągać cięciwę, ba, można nią nawet bez większego kłopotu sięgnąć przez plecy do kołczanu na drugim boku.



Wierzch dłoni trzymającej łuk potrzebuje osłony, żeby krawędź założonego na przedramię kałkana nie naciskała boleśnie na  ścięgna. W tym wypadku rolę tę spełnia 'psie ucho' pikowanego żupana bojowego. Wierzch dłoni trzymającej łuk potrzebuje osłony, żeby krawędź założonego na przedramię kałkana nie naciskała boleśnie na  ścięgna. W tym wypadku rolę tę spełnia 'psie ucho' pikowanego żupana bojowego.

Na powyższych zdjęciach widać, że krawędź założonego na przedramię kałkana opiera się o wierzch dłoni trzymającej łuk. Próbując strzelać z gołą dłonią natychmiast zauważymy, że nacisk tej krawędzi na napięte ścięgna może być wręcz bolesny, a w każdym razie bardzo przeszkadza.
Jednakże tarczy uzywało się oczywiście najczęściej w połączeniu z innymi elementam uzbrojenia ochronnego i wierzch dłoni był z reguły w jakiś sposób zabezpieczony, czy to 'psim uchem' pikowanego żupana bojowego (jak na zdjęciach) czy też kolczymi łapawicami karwasza, również z odpowiednią wyściółką pod spodem. W takim stroju krawędzi już się nie czuje.

Oczywiście zdjętą z pleców czy z przedramienia tarczę możemy też puścić swobodnie, aby wisiała sobie u naszego lewego boku na pętli założonej przez prawe ramię, pozostawiając ręce wolne do operowania łukiem i strzałami.

Kilka uwag na temat użycia kałkana w szermierce.

Nie jestem w żadnym razie doświadczonym szermierzem i wobec tego zadanie szerszego opisania możliwości, jakie daje tego typu tarcza w bezpośrednim starciu będę musiał pozostawić innym. Chciałbym jednak przedstawić kilka najbardziej oczywistych uwag, nasuwających się po pierwszych treningowych walkach na drewnianą broń.

Kałkan może na pewno pomóc, jednak na niedoświadczonego użytkownika czyhają pułapki. Pierwsze starcia z przeciwnikiem, któremu normalnie - bez tarczy - potrafiłem się jakoś tam przeciwstawić, po wyposażeniu się w nią... sromotnie przegrywałem. Okazało się, że trzeba dopiero zorientować się w ograniczeniach nowego sprzętu.

Przede wszystkim należy nieustannie pamiętać, że kałkan jest niewielki, a szczególnie okazuje się bardzo 'kusy' od dołu, ale jednocześnie na tyle duży, żeby przy odrobinie nieuwagi łatwo było zasłonić sobie widok na broń przeciwnika.
Najlepiej sprawdza się gdy trzymamy go albo na przedramieniu, blisko ciała, powstrzymując się od obszerniejszych ruchów - służy wtedy tylko jako osłona piersi i lewego boku, ale przynajmniej nie przeszkadza - bądź też za centralny uchwyt, na ręce wyciągniętej daleko w przód. Może wtedy czasami utrudniać obserwację, ale nawet jeśli przeciwnik ominie kałkan, to nie będzie mu łatwo do nas sięgnąć.
Próby wykorzystywania go na pośredniej odległości od ciała najczęściej nie kończyły się najlepiej, niemal każde ominięcie tarczy kończy się wtedy trafieniem.

Szczególnie tragicznym w skutkach błędem jest uniesienie kałkana za wysoko, a już zwłaszcza zasłonięcie nim twarzy. Pół sekundy po tym, jak stracimy z oczu broń przeciwnika dostajemy cięcie czy pchnięcie poniżej dolnej krawędzi tarczy, w biodro lub dolną część brzucha. Nawet jeśli oponent nieco zaśpi i nie wykorzysta szansy, to broniący się jest w dalszym ciągu w głupiej sytuacji, bo nie wie, czy może bezpiecznie opuścić tarczę - z naprzeciwka może przeciaż akurat lecieć np. kolejne cięcie na głowę.
Jeśli więc już sytuacja zmusi nas do zasłonięcia sobie oczu, to jedynym wyjściem jest natychmiastowa obrona odległością, tak aby zwiększyć dystans i zyskać moment na odzyskanie orientacji. Z czego wynika wniosek, że szczególnie trzeba unikać takich sytuacji w szermierce konno, gdzie obrona odległością jest niezmiernie trudna.

W walce konno trzymanie kałkana nisko i blisko ciała pozwala dodatkowo w miarę sprawnie posługiwać się wodzami. Jednak jak się przekonałem, niemałej wprawy potrzeba, żeby zrobić coś sensownego z tarczą a jednocześnie nie wyluzować nadmiernie wodzy, które gdy mamy zajętą drugą rękę ciężko jest sprawnie skrócić. Łatwo może się okazać, że zbliżając się do przeciwnika najrozsądniej będzie tarczę, którą do tej pory osłanialiśmy się przed strzałami, przerzucić na plecy, zabezpieczając się choć częściowo przed niespodziankami z tyłu, a całą uwagę skupić na broni i kierowaniu koniem.

Przewożenie kałkana przy siodle.

Jeśli chodzi o wieszanie kałkana u siodła, to niewątpliwie był to sposób stosowany przy marszu w bezpiecznej okolicy, gdy nie było potrzeba męczyć się obciążaniem sobie pleców, albo wręcz na paradzie, gdy chodziło bardziej o ukazanie gapiom barw tarczy paradnej, niż jakiekolwiek jej praktyczne użycie {tarcza zawieszona w ten sposób osłania tylko niewielki kawałek konia i nic poza tym, jest natomiast świetnie widoczna dla stojących z boku).
Nie ma wiec konieczności, aby zawieszoną w ten sposób tarcze trzeba było szybko użyć, ma po prostu wisieć wygodnie dla konia, nie kłapiąc w ruchu.

Kałkan zawieszony na boku konia rzemieniem zaczepionym w pobliżu środka tarczy układa się lepiej. Kałkan zawieszony na boku konia rzemieniem zaczepionym w pobliżu krawędzi tarczy odstaje na dole i 'kłapie' w galopie.

Ten warunek spełnia rzemień zaczepiany w pobliżu środka tarczy (zdjęcie po lewej), powiedzmy za jeden z pierścieni przy poduszce lub za skrzyżowane na środku uchwyty. Zaczepiona w tym miejscu tarcza umieszczona na wypukłym końskim boku ma tendencje do przyciskania do niego swojej dolnej krawędzi i wisi bardzo spokojnie we wszystkich chodach z galopem włącznie.
Natomiast tarcza umieszczona podobnie, ale zaczepiona za krawędź - za któreś z kolek w pobliżu krawędzi (zdjęcie po prawej) - zachowuje się dobrze w stępie, ale w wyższych chodach zaczna podskakiwać i klepie dołem o bok konia, może nie bardzo, ale w sposób na dłuższą metę irytujący zarówno dla wierzchowca jak i jeźdźca.

Rzemień do tego służący nie był moim zdaniem częścią normalnej 'uprzęży' kałkana, zdejmując ją raczej pozostawiano go przy siodle albo odpinano w ogóle - nie było potrzeby ponownego zawieszenia tarczy w pośpiechu a pozostawianie przy niej czegoś niepotrzebnego, w co zawsze może się zaplątać choćby rękojeść szabli przy jej dobywaniu byłoby bardzo niezdrowe na placu boju.



Aby pętla służąca do zawieszania tarczy przez ramię nie dyndała koniowi poniżej brzucha trzeba ją jakoś związać. Można to oczywiście robić na najrozmaitsze sposoby (nie mam żadnych wskazówek, jak to robiono historycznie), ale z praktyki najwygodniejszy wydaje się sposób pokazany na zdjęciach powyżej. Pętlę przewleka się przez jeden z uchwytów na przedramię i wiąże do przeciwległego węzłem kotwicznym.

Pokrowce.

Na koniec warto wspomnieć, że na pewno przynajmniej kałkany ozdobne posiadały ochraniacze. Taką ochronną walizę na kałkan, wykonaną z miedzianej blachy w postaci płytkiej tacy z zamykanym na zawias odpowiednio wypukłym wiekiem i wewnętrzynym skórzanym pokrowcem posiada w swoich zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Można przypuszczać, że nawet mniej podatne na uszkodzenie kałkany bojowe mogły mieć jakieś ochronne futerały do przewożenia ich na wozie w taborze, choć może mniej rozbudowane (zwykłe skórzane pokrowce?). Tego niestety nie mogę być pewien, ale doświadczenia z wożeniem tarczy samochodem na rozmaite imprezy wyraźnie wskazują na taką potrzebę.




Mam nadzieję, że tych kilka uwag pomoże zarówno znawcom dawnej broni jak i członkom rozmaitych grup rekonstrukcyjnych spojrzeć na kałkan nie tylko jak na piękny i efektowny przedmiot wieszany na plecach czy przy kulbace, ale przede wszystkim jak na efektywny element uzbrojenia ochronnego, wykorzystywany niezwykle dynamicznie w ataku i ucieczce, na błyskawicznie zmieniającym się polu walki lekkiej kawalerii.

Chodża Bej (MC)




Poprzedni rozdział.